poniedziałek, 28 września 2009

Dzień 1-wszy Chochołowska, Grześ, Rakoń i Wołowiec

W drogę do Zakopanego wyruszyliśmy po mojej pracy, a więc o godzinie 16. Dotarliśmy przed północą do pensjonatu w Małej Łące. Zmęczeni poszliśmy szybciutko spać. Powitał nas słoneczny poranek, szybko się przepakowaliśmy i wyruszyliśmy w drogę.
Dosyć szybko dotarliśmy do Siwej Polany autobusem, a dalej...wiadomo już na piechotkę.
W pewnym momencie zaraz na początku naszej drogi słyszymy z Renią ciągnik...
-To co łapiemy stopa?;-)))
Darek, który akurat zwiedzał krzaki powiedział potem tak:
-Jak tylko usłyszałem ten dźwięk to już wiedziałem , że nim pojedziemy.
No i pojechaliśmy;-))
Strasznie trzęsło, ale te miny mijanych po drodze ludzi...BEZCENNE!;-))
Ponieważ w schronisku w ten sposób byliśmy wcześnie, po zalogowaniu się w pokoju wyruszyliśmy w góry. Najpierw na Grzesia...
Szlakiem żółtym-droga niezbyt trudna i daleka. Więc gdy się dogramoliliśmy na szczyt naszym oczom ukazał się przepiękny widkok. Wkoło góry i góry...kolorowe góry! Trawa nie będąca trawą (sorki Marcin nie pamiętam jak się nazywa) bura, borówczyny krwisto czerwone, kosówka zielona. No przepięknie.
Zjedliśmy śniadanie chłonąc widoki i w drogę.
Przez Rakoń na Wołowiec, tam obiadek. Generalnie nam się nie spieszyło, bo do zachodu słońca mieliśmy sporo czasu. Trochę zaczęło się chmurzyć, ale to spowodowało, że nad słowackimi szczytami słońce musiało przeciskac się przez dziury w chmurach.
Cudnie było!
Niestety Darek będący pierwszy raz w górach tak sobie poobcierał nogi, że była to jego pierwsza i ostatnia wycieczka.
My skolei zostałyśmy zauroczone pięknem Tatr Zachodnich zdecydowałyśmy zostać w Dolinie Chochołowskiej cały wyjazd, pierwotny plan zakładał tylko 2 noclegi i przebazowanie się w Tatry Wysokie.

























































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz